Ojciec Emila przyjechał do Breslau w
połowie lat 70. XIX wieku z niewielkiego Georgenberg położonego pod Tarnowitz
na dalekich wschodnich rubieżach Śląska. Przyjechał do gwałtownie rozwijającej
się stolicy regionu, która w wyniku rozkwitu gospodarczego wilhelmińskich
Niemiec, uskrzydlonych zwycięską wojną z Francją oraz wysokimi wojennymi
reparacjami, gwałtownie potrzebowała pracowników do nowo powstałych zakładów
przemysłowych. Zamieszkał w jednej z pierwszych nowowybudowanych czynszówek
położonych na północ od Starego Miasta, na przyłączonym do Breslau w 1808 r. Przedmieściu
Odrzańskim. W międzyczasie poznał swoją przyszłą żonę i dorobił się syna Emila.
Emil zaś, jako rodowity już wrocławianin, kształci się od małego na mistrza
krawieckiego, co ostatecznie mu się udaje. Podobnie jak rodzice zamieszkuje na Oder
Vorstadt, na Bismarckstrasse 12, a niedaleko za rogiem, na Vinzenzstrasse 31,
prowadzi swój zakład…
Czy tak wyglądało życie Emila Krywalskiego i jego rodziny? Nie wiem. Ale istnieją
przesłanki, które świadczą o tym, że część tej historii może być bliska
prawdzie. Ale może najpierw co nieco o samym Emilu. Spacerując po Nadodrzu
można natknąć się na wiele starych niemieckich szyldów i napisów, często
pojawiających się pod łuszczącą się farbą. Jednym z najbardziej znanych szyldów
jest właśnie napis „Emil Krywalski” znajdujący się na ul. Św. Wincentego 31.
Imię i nazwisko może wskazywać polskie pochodzenie, ale Emila znajdziemy
zarówno w książce adresowej Breslau z 1935 r., jak i z 1941 r. Widnieje on jako
mistrz krawiecki zamieszkały na ul. Bismarckstrasse 12 (dzisiaj Bolesława
Chrobrego, w miejscu tym znajduje się plomba z początku lat 90. XX wieku).
Znajduje się tam również jego domowy nr telefonu. Domniemywać można zatem, że
na pobliskiej św. Wincentego prowadził swój zakład.
Ale dlaczego lata 70. XIX wieku i dlaczego Górny Śląsk? Otóż w XIX wieku
Prusy, a już zwłaszcza zjednoczone w 1871 r. Niemcy przeżywały do czasów I
wojny światowej niebywały rozkwit gospodarczy. Wiązało się to z gwałtownym
rozwojem nowoczesnego przemysłu i budową wielu zakładów w miastach, które
przyciągały ludzi możliwością pracy, nierzadko w nieludzkich z dzisiejszego
punktu widzenia warunkach. W latach 1871-1914 niemieckie miasty przeżyły w
wyniku migracji niezwykły wzrost liczby mieszkańców. Z 5% do 21% wzrosła ogólna
liczba ludności zamieszkałej w miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców (a więc
w dużych ośrodkach przemysłowych), a sam Wrocław urósł wtedy z ok. 208 tys. do ok.
512 tys. mieszkańców, a więc o niemal 150%. Ponieważ miasto musiało gdzieś
pomieścić te potoki napływających robotników, budowano na potęgę nowe kamienice
czynszowe, głownie w miejscach przyłączonych do miasta po 1808 r. (a więc po
rozpoczęciu rozbiórki murów miejskich), w tym na dzisiejszym Nadodrzu. Przyłączano
też do miasta kolejne okoliczne wsie. Niewątpliwie znaczną większość migrantów
stanowili mieszkańcy innych części Niemiec, rzadziej pracownicy przybywali z
zagranicy. W przypadku Wrocławia, który leżał niedaleko od granic państwa,
naturalnym rezerwuarem taniej siły roboczej był Górny Śląsk, skąd ludzie
chętnie migrowali do stolicy regionu. Możliwe więc, że przodkowie Krywalskiego
przybyli do Wrocławia w tym właśnie okresie, tym, bardziej, że w książce
adresowej Wrocławia z 1868 r. nie widnieje żadna osoba o nazwisku „Krywalski” (http://www.adressbuecher.net/entry/book/197?offset=19825&max=25&sort=lastname&order=asc).
Ponadto, jak spojrzymy na mapę występowania w dzisiejszej Polsce nazwiska „Krywalski”,
to okaże się, że najwięcej ludzi o tym nazwisku mieszka w powiecie
tarnogórskim, który do 1922 stanowił część Niemiec, potem zaś stał się częścią
II RP. Może to sugerować, że jest to rdzenna śląska rodzina, której historia
tkwi między Niemcami a Polską ze stolicą Śląska w tle…
Na zakończenie warto dodać, że napis na budynku widoczny jest od wielu lat,
a kilka lat temu został przykryty szkłem w celu uniknięcia zgubnego wpływu
warunków atmosferycznych oraz dewastacji. Na parterze kamienicy działa obecnie
zakład szklarski.
Bardzo ciekawy wpis, oby więcej takich! ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, za którą kryje się wiele tajemnic ;)
OdpowiedzUsuńNie pierwszy raz słyszę tą historię ;/ To bardzo smutne.
OdpowiedzUsuńzbiornik pożarowy
Ja również ją kiedyś słyszałem, aż trudno uwierzyć...
OdpowiedzUsuńparasole handlowe